Urzędnicy faworyzują jedną szkołę nauki jazdy? Urzędniczka przekupiona?

[Głosów:0    Średnia:0/5]
Po zmianie przepisów kandydat na kierowcę zanim zacznie kurs, w wydziale komunikacji musi założyć profil kandydata. – To idealne miejsce, by poinstruować go, by poszedł właśnie do tej, a nie innej szkoły – mówią instruktorzy nauki jazdy.
O sprawie poinformował Gazetę właściciel jednej z takich szkół w Opolu. – Działam w imieniu ogółu, bo ta sprawa dotyczy przecież nas wszystkich. Wszyscy na tym tracimy – podkreśla.

Do jego szkoły przyszedł kursant, który zgodnie z obowiązującymi przepisami najpierw musiał założyć profil kandydata w wydziale komunikacji, pod który podlega. W tym wypadku chodziło o urząd miasta. – Gdyby to był młody człowiek, podejrzewam, że nawet bym się tym nie przejął. Zlekceważyłbym tę informację. A to jest nauczyciel, mężczyzna w średnim wieku. Informacje, które mi przekazał, po prostu mnie rozzłościły – opowiada.

Urzędniczka przekupiona?

Sam nauczyciel relacjonuje sytuację następująco:

– W trakcie zakładania profilu kandydata w wydziale komunikacji jedna z urzędniczek zapytała mnie, jaką szkołę nauki jazdy wybrałem. Gdy jej odpowiedziałem, stwierdziła, że lepsza jest inna. I podała nazwę konkretnej szkoły.

– Na podstawie zachowania tej pani można wysnuć różne wnioski. Na przykład można pomyśleć, że otrzymała coś w zamian za to, by przyszłym kursantom zachwalać właśnie tę szkołę – stwierdza mężczyzna.

 

Ta historia wciąż burzy krew właściciela szkoły nauki jazdy, który się do nas zgłosił. – Przecież urzędniczka powinna być obiektywna. A jeśli ktoś, kto dopiero ma się zapisać na kurs, usłyszy od tej pani, że szkoła X jest najlepsza, to oczywistym jest, że się tym zasugeruje, bo stwierdzi, że urzędnik, który w tym siedzi, wie najlepiej – denerwuje się.

Na początku myślał, że incydent w wydziale komunikacji był jednorazowy. – Gdy jedna z moich przyszłych kursantek miała tam pójść, uczuliłem ją na pytania o szkołę. Okazało się, że znów jako najlepsza została wymieniona ta sama szkoła X. Co można w takiej sytuacji myśleć? Bo dla mnie to wygląda jak przekupienie urzędnika – stwierdza gorzko.

Ratusz: To niemożliwe

Gerard Żakowski, naczelnik wydziału komunikacji urzędu miasta, zapewnia, że takie zachowanie urzędników w jego wydziale na pewno nie miało miejsca. – Może chodzi o starostwo powiatowe? – zastanawia się.

Gdy jednak zaznaczamy, że na pewno chodzi o podległy mu wydział, Żakowski stwierdza, że nikt nie wpływa na decyzje jego ludzi. – Znam tych ludzi od lat – ucina.

Naczelnik zapowiada przy tym, że mimo to sprawdzi, czy na pewno nie doszło do takiej sytuacji, i uczyli pracowników, by nie sugerowali szkół kursantom.

Jan Broniewicz, dyrektor opolskiego oddziału Naczelnej Organizacji Technicznej, który prowadzi szkołę nauki jazdy, przyznaje, że niedawno był na ogólnokrajowym spotkaniu właścicieli szkół nauki jazdy. Na nim mówiono właśnie o tym, że w całym kraju trwa proceder podbierania kursantów przy wykorzystaniu wydziałów komunikacji.

– Możliwości są dwie: albo pod urzędem są tzw. stacze, którzy namawiają do wybory danej szkoły, albo przekupuje się urzędnika, by doradził właśnie tę szkołę.

Z kolei Edward Kinder, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, zauważa, że to początek walki o kursantów, których ubywa. – W maju mieliśmy o 30 procent mniej zdających egzamin niż na początku roku. I spadek jest coraz większy. Mniej osób u nas to mniej kursantów w ośrodkach szkolenia – tłumaczy.

 

Pracownicy wydziału komunikacji nie powinni sugerować szkoły jazdy. To nie powinno mieć miejsca. Urzędnicy jedynie mogą odesłać do wyników zdawalności poszczególnych szkół, które po zmianie przepisów są upublicznione, które kursant powinien sprawdzić sobie sam. 

Źródło: Gazeta.pl